Kamala Harris. Kim jest rywalka Donalda Trumpa?
Jeszcze pół roku temu w Polsce o istnieniu Kamali Harris wiedzieli tylko obserwatorzy amerykańskiej polityki. Wszystko zmieniło się, gdy Joe Biden ogłosił, że nie będzie kandydował na urząd prezydenta. Jego wiceprezydent okazała się naturalną następczynią w wyborczym wyścigu. Kim jednak jest Harris?
Spis treści:
Egzotyczne pochodzenie
Kamala Harris urodziła się 20 października 1964 roku w Oakland w Kalifornii. Pochodzi z indyjsko-jamajskiej rodziny. Jej matka, Shyamali Gopalan, była lekarką. Ojciec Donald J. Harris – ekonomistą. Obecna wiceprezydent różni się więc od Trumpa, jak tylko się da.
Jest dzieckiem pary imigrantów, którzy swoją pozycję budowali niemal od podstaw. Nie odziedziczyła wielkiego majątku. Z pewnością wszystko to miało wpływ na jej wychowanie i poglądy polityczne.
W 1986 Harris ukończyła studia na Uniwersytecie Howarda (politologia i ekonomia). W 1990 r. została przyjęta do State Bar of California. Zaczęła pracować jako prawniczka. Tu jednak ponownie nie zajęła się sferą biznesową, a sprawami społecznymi, m.in. dot. molestowania seksualnego dzieci.
Niedługo potem została zastępczynią prokuratora okręgowego w hrabstwie Alameda, zaś w 1998 roku stanęła na czele Wydziału Społeczności i Sąsiedztwa San Francisco.
Dalsze lata to pięcie się po szczeblach kariery państwowej. W latach 2004-2010 była prokuratorką okręgową San Francisco, od 2011 do 2017 prokuratorką generalną Kalifornii.
Już na tym etapie widać było jej poglądy polityczne, zbieżne z tym, co głosi Partia Demokratyczna. Dała się poznać np. jako przeciwniczka kary śmierci (choć zdarzało się jej bronić zachowania tej najwyższej kary w systemie prawnym).
Senator USA
Z fotela prokuratorki generalnej droga do Senatu USA nie była już długa. W 2016 r. została wybrana na senator ze stanu Kalifornia. Oczywiście z ramienia Partii Demokratycznej.
W biografii Harris często wraca jeden element. Jej zwolennicy lubią podkreślać, że objęła dane stanowisko jako pierwsza lub jedna z pierwszych kobiet o niebiałym kolorze skóry. Choć w Polsce możemy nie rozumieć tego fenomenu, dla liberalnego elektoratu białych w USA i czarnoskórych osób to spory atut.
Zwłaszcza od zwycięskiej kampanii prezydenckiej Baracka Obamy. Postać Harris – potencjalnej pierwszej kobiety-prezydent (do tego niebiałej) – może stać się symbolem Partii Demokratycznej. Pytanie, czy udźwignie tę symbolikę.
Starania o Biały Dom
Swój marsz do Białego Domu rozpoczęła początkiem 2019 r. Wtedy to ogłosiła, że chce być kandydatką swojej partii w wyborach prezydenckich.
Tu musimy się na chwilę zatrzymać. Harris nie miała w 2019 r. dużych szans na wygranie prawyborów. Dlaczego więc w ogóle startowała? Politycy decydują się na taki krok, by wzmocnić swoją pozycję i w swoim ugrupowaniu, i w rozmowach dot. potencjalnego, przyszłego stanowiska w Białym Domu.
Harris w czasie prawyborczych debat wypadała słabo i nijako. Ostatecznie, gdy stało się jasne, że nie ma szans na wygraną, wycofała się z wyścigu. Liderami prawyborów byli wtedy Joe Biden i mocno lewicujący Bernie Sanders. Jak dziś wiemy, aparat partyjny postawił na tego pierwszego.
I tu nagle znów wraca Harris. 11 sierpnia 2020 r. Joe Biden ogłosił, że to ona będzie jego potencjalną wiceprezydent.
Teraz czas na kolejny, krótki przystanek. Dlaczego Biden zdecydował się na Harris? Zapewne zaważył jego polityczny cynizm (tak, ten dziś zagubiony i schorowany staruszek był w przeszłości sprawnym politykiem). Nie chciał mieć u boku kogoś mocnego i silnego.
Wolał Harris, która słabo wypadała w czasie debat (ponoć ogólnie nie lubi występów w TV) i nie ma za sobą żadnej mocnej frakcji. Wtedy nie wiedział jeszcze, co czyni, i że za to spisywanie swojej zastępczyni na straty przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę.
Kamala Harris wiceprezydentem
Harris nie uchodziła przez długi czas za poważną polityk. Biden zlecił jej też zadanie, które od początku było skazane na porażkę. Chodziło o uszczelnienie południowej granicy USA – tak, tej „najgorszej”, z Meksykiem.
Wiceprezydent oczywiście poległa na tym zadaniu. Tyle że bądźmy uczciwi: nikt nie poradziłby sobie z tymże. By zatrzymać nielegalną imigracje do USA konieczna byłaby współpraca z krajami, z których migranci uciekają. O to zaś bardzo trudno. Zresztą nawet i to nie rozwiązałoby całkiem problemu.
Jako zastępczyni Bidena Harris promowała też ustawodawstwo, które miało na celu ochronę praw wyborczych mniejszości, zachowania prawa kobiet do wykonywania aborcji (zostało ono znacznie ograniczone w wielu stanach po orzeczeniu Sądu Najwyższego z 2022 r.) i wreszcie broniła prawa do pełnej opieki zdrowotnej, co zbliża ją do Baracka Obamy.
Warto jednak dodać, że wiceprezydent – mimo pozorów – nie ma w administracji Białego Domu wiele władzy. Zastępuje prezydenta, gdy ten przez brak świadomości nie może sprawować swojej władzy (Harris miała ten zaszczy przez parę godzin, gdy Biden przechodził zabieg kolonoskopii przy pełnym znieczuleniu) i jest wysyłany na mniej ważne wydarzenia polityczne.
Przełom
Gdy kadencja Bidena dobiegała końca, okazało się, że najbardziej zainteresowany postanowił walczyć o reelekcję. I to mimo tego, że sam początkowo mówił, że jest prezydentem na jedną kadencję (ot, choćby z racji swojego wieku).
To, co działo się potem, to scenariusz na ciekawy kryminał polityczny. Na jaw zaczęły wychodzić kolejne wpadki prezydenta, wynikające z jego starczego wieku i po prostu złej kondycji. Partia Demokratyczna zaczęła głośno debatować nad tym, kto powinien zastąpić Bidena w walce o Biały Dom. Przełomem okazała się debata w TV, której obecna głowa państwa wypadła fatalnie (szczególnie na tle rześkiego jak na swój wiek Trumpa).
Nie wiemy dokładnie, co działo się w kuluarach, ale możliwe, że przełomowe okazało się spotkanie Harris z donatorami kampanii Bidena (w tym gronie był ponoć Mike Novogratz, znany na rynku kryptowalut). Możliwe, że tam zapadła ostateczna decyzja. To obecna wiceprezydent miała zastąpić nieporadnego Joe w walce z Donaldem Trumpem.
Dlaczego wspomniałem wcześniej o tym, że Biden mógł żałować decyzji i zrobienia z Harris wiceprezydent? Teraz się to wyjaśnia. Możliwe, że to ona lub osoby z nią związane zawiązały spisek przeciwko niemu i „wysadziły go z siodła”.
W chwili pisania tych słów Kamala Harris prowadzi swoją kampanię wyborczą i przygotowuje się do debat w TV z Trumpem. Czy jej program pomoże jej wygrać z Republikaninem?
Kamala Harris – program wyborczy
Właśnie, program! Z tym jest problem. Dopiero 18 sierpnia poznaliśmy program Partii Demokratycznej na te wybory (obok prezydenckiej trwa kampania do Kongresu). Z programem Harris jest zaś problem. Po prostu go nie znamy.
Obecna wiceprezydent opublikowała tylko pewne punkty programowe. Tyle że są mało precyzyjne, co prowadzi do pewnych nadinterpretacji. I tak np. ogłosiła, że chce walczyć z inflacją, wprowadzając przepisy, które zakazują sztucznego podnoszenia cen w szczególnych momentach (coś podobnego tak naprawdę istnieje już w USA). Sztab Trumpa szybko ogłosił, że Demokraci marzą o wprowadzeniu w kraju… komunizmu. To oczywista nadinterpretacja.
Harris ma jednak bardziej lewicowe poglądy od Trumpa. Możemy założyć, że choćby z racji pochodzenia będzie chciała prowadzić bardziej liberalną politykę dot. imigrantów. Wnioskując z jej kadencji wiceprezydenta, możemy wnioskować, że może myśleć o zwiększeniu prawa kobiet do usuwania ciąży i może poszerzeniu (zreformowaniu?) Obamacare, czyli systemu opieki zdrowotnej w USA.
Jest niemal pewne, że śladami Bidena zachowa obecne, wyższe niż za Trumpa stawki podatkowe. Może nawet pomyśli o ich podniesieniu.
Zagadką pozostaje jej stosunek do bitcoina i kryptowalut. Nie wiemy, czy w ogóle ma wyrobione zdanie na ten temat. Niedawno w social mediach pojawiła się pogłoska, jakoby miała w prywatnej rozmowie powiedzieć, że cyfrowe aktywa to narzędzia przestępców. Można to jednak uznać za próbę dezinformacji ze strony ludzi Trumpa.
W kwestii polityki zagranicznej zapewne możemy mówić o kontynuacji działań obecnej administracji. To zła informacja np. dla Ukrainy, bowiem działania USA w kwestii zakończenia wojny za naszą wschodnią granicą jak dotąd okazały się nieskuteczne.
Podsumowanie
Kamala Harris to lewicowa polityczka, która, jeżeli wygra wybory w USA, będzie prowadziła politykę bliższą Obamy, a nie Trumpa. Oznacza to wyższe podatki, może także większą ingerencję w gospodarkę.
Nie wiadomo, jakie jest jej zdanie nt. kryptowalut. Można spodziewać się, że na tym polu mielibyśmy po prostu kontynuację polityki obranej za Bidena.
Śledź CrypS. w Google News. Czytaj najważniejsze wiadomości bezpośrednio w Google! Obserwuj ->
Zajrzyj na nasz telegram i dołącz do Crypto. Society. Dołącz ->
Aktualnie brak komentarzy.