Państwowa firma Rosseti, obsługująca linie energetyczne, ponieść miała milionowe straty w wyniku powszechnych w Rosji praktyk wydobycia kryptowaluty, zasilanych prądem pozyskiwanym "bez zbędnych formalności".
Jak głosi często powtarzana anegdota, pisarz i historyk Nikołaj Karamzin, spytany, co nowego w Rosji, odparł "kradną..". Po upływie dwóch wieków od wypowiedzenia przezeń tych słów, z czystym sumieniem oraz uśmiechem na ustach można postawić tezę, iż w istocie niewiele się w Rosji zmieniło.
Ludzie prąd kradną...
Oto bowiem Rosseti, państwowy gigant obsługujący linie elektryczne, opublikował dane dotyczące nielegalnego poboru energii w celu kopania krytozasobów (notabene uczynił to na
swoim oficjalnym kanale na Telegramie,
formalnie dalej zakazanym w Rosji – rosyjski stosunek do przepisów to, jak widać, cecha narodowa).
Jak wynika z komunikatu, w ciągu trzech ostatnich lat przedsiębiorczy rosyjscy górnicy, podłączając się na lewo do sieci energetycznej czy dokonując innych
pomysłowych zabiegów, (nomen omen) zaiwanili prąd wartości ponad 450 mln. rubli – ekwiwalent ok. 6,6 mln dolarów. W celu praktycznej realizacji potrafili oni stawiać własne transformatory, linie i przyłącza, niejednokrotnie całkowicie profesjonalne. Prócz licznych nielegalnych ujęć prądu, powszechne są także przypadki "kombinowania" z licznikami prądu w ujęciach legalnych.
Kryptowaluty à la russe
Jeśli chodzi o różnorodność form i pomysłów na pozyskanie cyberaktywów, to słowiańska kreatywność zdaje się nie zawodzić. Liczne kopalnie kryptowalut odnajdywały swoje miejsce w zakładach przemysłowych (sławnym przypadkiem była
kopalnia w reaktorze atomowym). Prawidłowość ta jest o tyle na miejscu, że rosyjski przemysł, z siecią elektryczną wywodzącą się z czasów sowieckich, jest bardzo energochłonny, tym samym zapewniając zasoby i zarazem kamuflaż dla kryptowydobycia
Inną popularną lokacją są biura, z samej swojej istoty wykorzystujące ogrom sprzętu komputerowego, mogącego, prócz swego oficjalnego przeznaczenia, służyć także bardziej
praktycznym celom. Szczególne miejsce w sercach kryptogórników zajmują
urzędy oraz
instytucje państwowe – panująca w nich kultura nienachalnej efektywności oraz "tumiwisizm" skutecznie ułatwiają przesiębiorczym utylizację zasobów, które przecież i tak się marnują...
Nie dość jednak na tym. Jak się okazuje, niektóre gospodarstwa rolne poszerzały zakres swoich upraw – któż bowiem powiedział, że farma zbóż czy drobiu nie może być jednocześnie farmą bitcoina? Co więcej, nawet w rosyjskich lasach można było (przy odpowiedniej dozie szczęścia, naturalnie) natknąć się na pracujące koparki, ukryte w szałasach, ziemiankach czy chatach, podłączone do przebiegających przez dzicz linii przesyłowych.
Firma czuwa
Jak konkluduje oświadczenie Rosseti, firma w ostatnich trzech latach wykryła... 35 przypadków zasilania operacji miningowych kradzionym prądem. Biorąc pod uwagę wartości ponoszonych przez siebie strat (nawet jeśli są one jedynie orientacyjne i niewykluczone, że także niedoszacowane), liczba ta wydaje się nieprawdopodobnie wprost niewielka, w najmniejszym stopniu nie korespondując z popularnością zasobów wirtualnych w Rosji i
wielkością tamtejszego obrotu kryptowalutowego.
Komentarze