CurrencyCom została zaatakowana kilka godzin po ogłoszeniu wycofania się z Rosji

Jako jedna z głównych giełd kryptowalut w Europie, CurrencyCom posiada solidną bazę klientów zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie. W sobotę firma potwierdziła, że kilka godzin po ogłoszeniu planów wstrzymania obsługi Rosjan została zaatakowana. Zapewniła jednak, że atak się nie powiódł.
Właściciel CurrencyCom, pochodzący z Białorusi, przypisał udaną obronę solidnym środkom bezpieczeństwa firmy i zarzucił Rosji, że to ona jest odpowiedzialna za atak. Termin DDoS odnosi się do rodzaju cyberataku inicjowanego przez miliony komputerów, bombardującego stronę internetową firmy licznymi żądaniami, które mają na celu uszkodzenie systemu. W zeszłym tygodniu giełda ta ogłosiła zamiar wycofania swojej działalności z Rosji. Wstrzymała więc otwieranie wszystkich nowych kont i zawiesiła operacje dla lokalnych mieszkańców. Była to odpowiedź na rosyjską inwazję na Ukrainę. Odwet, który prawdopodobnie pochodzi z Rosji, pojawił się zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu. Viktor Prokopenya, założyciel CurrencyCom, był przekonany, że to Rosja jest odpowiedzialna za cyberatak:
Nie trzeba być naukowcem rakietowym. Atakowano nas już wcześniej, podobnie jak wszystkie firmy finansowe, ale skala tego ataku była niewiarygodna: dziesięciokrotnie przewyższała wszystko, co kiedykolwiek widzieliśmy.
Ponadto, pracownicy call-center firmy otrzymali "potok wyzwisk i gróźb śmierci" kilka minut po oświadczeniu. Sugeruje to, że hakerzy stojący za atakiem byli rzeczywiście powiązani z Moskwą. Twarda postawa CurrencyCom wobec Rosji zyskała poparcie wiceministra cyfryzacji Ukrainy, Alexa Bornyakova. Z zadowoleniem przyjął on decyzję firmy o całkowitym wycofaniu się z rosyjskiego rynku i zachęcił inne giełdy do naśladowania tego podejścia.

Komentarze

Ranking giełd