Białoruska cyber-opozycja wyłączyła stronę banku centralnego

Poniedziałek rano niebezpodstawnie uchodzi za najbardziej nieprzyjazną człowiekowi porę tygodnia. Dla pracowników Narodowego Banku Białorusi początek rozpoczynającego się właśnie tygodnia musiał być jeszcze gorszy niż zwykle. Zaczął się bowiem od włamania hakerskiego. Autorem jest grupa elektronicznych aktywistów, znana jako Cyberpartyzanci – jej kanał na portalu Telegram można odnaleźć pod nickiem @cyberpartisan. Grupa owa już od jakiegoś czasu prowadzi protesty internetowe, tj. włamuje się, blokuje i utrudnia działalność reżimowych instytucji państwowych Białorusi we wszelkich sferach mających związek z internetem i komunikacją elektroniczną. Tym razem Cyberpartyzanci zaszczycili swoją uwagą Narodowy Bank Białorusi. Jak zakomunikowali na swoim kanale, pracownicy Banku nie kwapili się, aby w ramach ogłoszonego przez białoruską opozycję ogólnonarodowego strajku zaprzestać pracy i wyłączyć jego witrynę internetową, toteż oni podjęli się tego trudu i zrobili to za nich. Bank początkowo odmówił komentarza, później natomiast wydał lakoniczne oświadczenie, w którym oświadczył, iż "eksperci starają się znaleźć przyczyny" braku aktywności strony – najwyraźniej dla bankowych ekspertów pozostają one tajemnicą, mimo iż informacja o zhakowaniu strony została podana publicznie.

404 Not Found

Jest to daleko nie jedyny przejaw działalności Cyberpartyzantów. W dalszej kolejności, jak należy przypuszczać, skierowali oni swą uwagę na serwis Zjednoczonej Przestrzeni Płatniczo-informacyjnej (UPIS) – narodowego systemu natychmiastowej obsługi płatności, stworzonego pod egidą Narodowego Banku Białorusi – w południe bowiem ów także nie funkcjonował. Wcześniej, w ciągu weekendu, im (lub dowolnym innym przedstawicielom albo sympatykom białoruskiej opozycji) udało się włamać do systemu białoruskiej telewizji reżimowej. Telewizja owa, obecnie obsługiwana przez dziennikarzy rosyjskiej telewizji państwowej (białoruscy bowiem zastrajkowali już jakiś czas temu), w wyniku włamania zaprzestała emitować treści propagandowo-dezinformacyjne, zamiast których pojawiły się nagrania brutalnych zachowań wobec manifestantów w wykonaniu oddziałów antyrozruchowych. Cyberpartyzanci włamywali się prócz tego do wewnętrznych systemów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, organów celnych, publikowali także online dane urzędników, funkcjonariuszy białoruskiej milicji (policji) i bezpieki zaangażowanych w tłumienie powyborczych protestów.

Na wschodzie bez zmian

Poniedziałek był kolejnym dniem masowych protestów przeciwko dalszym rządom prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Wcześniej w ciągu bieżącego miesiąca, białoruska opozycja, ustami swojej kandydatki Swietłany Cichanouskiej, postawiła Łukaszence ultimatum dotyczącego jego odejścia oraz zaprzestania represji – które ten, ku zaskoczeniu niemal nikogo, demonstracyjnie zignorował. Termin tegoż ultimatum upływał 25 października, w niedzielę. W przypadku jego niespełnienia, dzień później, w poniedziałek, miało dojść – prócz, naturalnie, nasilenia ciągle trwających protestów – do generalnego strajku w kraju, którego zasięg oraz pełna gama sposobów przeprowadzenia pozostawała jednak niewiadomą. Przyjąć należy, że aktywizm internetowy w formie zaprezentowanej przez patriotycznie nastawionych hakerów stanowił w założeniu jedną z zaplanowanych form nacisku na reżim.

Lepiej już było

Obecne kłopoty ze stroną banku – mimo iż same w sobie nie stanowiące tragedii, nawet jeśli dokuczliwe – dokładają się do szalejącego na Białorusi kryzysu finansowego. Do pesymizmu pośród bankowców przyczynia się także zapowiedź opozycyjnych hacktywistów, iż będą wykorzystywać bankomaty do masowego włamywania się do systemu bankowego (sprawiło to, iż obecnie nie działają aplikacje niektórych banków). Eksplozja problemów branży bankowej i postępująca utrata wartości przez walutę państwową skłaniają duże kręgi społeczeństwa białoruskiego do przerzucenia się na obce waluty (dolary, euro i ruble rosyjskie) – lub też na kryptowaluty, które wykorzystuje też opozycja.

Komentarze

Ranking giełd