Jeremy Allaire twierdzi, że przed nami hossa. Wskazał na czynniki, które ją napędzą. Co więc sprawi, że wkrótce wszyscy będziemy jeździć lambo?
Jeremy Allaire mówi o przyszłej hossie
CEO Circle,
Jeremy Allaire, udzielił wywiadu na łamach CNBC. W czasie rozmowy przedstawił katalizatory, które jego zdaniem stoją za wzrostem na rynku kryptowalut.
Najpierw cofnął się do końca 2022 r. i bessy, jaka wtedy osiągnęła iście piekielny poziom. Porównał tamtemu krach do sytuacji, gdy
firmy internetowe wypadły z łask inwestorów w 2002 r. Wszystko miało miejsce po bańce internetowej. Tak, notowania spadły, ale technologia nadal się rozwijała. I dziś jest podobnie - tyle że w przypadku cyfrowych aktywów.
Adopcja i technologia to jednak jedno. Kluczowym czynnikiem prowzrostowym jest próba wejścia na ten rynek
BlackRock i
Fidelity. A dokładniej: to, że obie firmy chcą mieć swoje ETF-y
bitcoina. Jeśli im się uda, a wiele na to wskazuje, na bitcoinowy parkiet wpłyną miliardy dolarów.
W każdym większym centrum rynku finansowego na świecie faktycznie wprowadza się jasne regulacje dotyczące aktywów cyfrowych i stablecoinów… Stany Zjednoczone są na tym polu w tyle
– ostrzegł jednak Allaire.
Bitcoin to zabezpieczenie, a nie waluta
Mówiąc potem o bitcoinie, Allaire powiedział, że
kryptowaluty to odpowiedź XXI w. na złoto i srebro. Nie postrzega jednak BTC jako waluty.
Jest też zdania - choć jako szef Circle jest na tym polu mało obiektywny - że
przyszłość należy do stablecoinów. Prognozuje gwałtowny wzrost ich popularności, a to ze względu na ich użyteczność i rosnące zapotrzebowanie na transakcje w dolarach cyfrowych w Internecie.
Jego zdaniem powyższe nie zmniejszy popytu na bitcoiny, który służą innym celom. BTC to bowiem safe haven i zapewne będzie kupowane przez osoby poszukujące zabezpieczenia na ciężkie czasy - czyli tak samo, jak ma to miejsce w przypadku złota.
Dziś para BTC/USDT nadal zalicza korektę. Za jednego bitcoina płaci się nieco ponad 41 000 USD, co oznacza spadek o ponad 5% w skali 7 dni.
Komentarze