Prymitywne scamy “na bitcoina” wiecznie żywe?

Powtarzają się niestety przypadki wyłudzeń, w toku których przestępcy, aby pozbawić ludzi ich ciężko zgromadzonych pieniędzy, obiecują im złote góry w "inwestycjach" w bitcoina. Oczywiście – za ich "pośrednictwem".

Idea oszustw "na bitcoina" jest relatywnie sztampowa; można się pokusić o jej przyrównanie w ogólnych założeniach do wyłudzeń "na wnuczka". Te ostatnie jednak są szeroko znane, podczas gdy pierwsze zasługują na równie wielką uwagę – i ostrożność. W ich toku bowiem przestępcy dokonują zamachu nie na drobne kwoty, lecz sumy daleko większe, niejednokrotnie stanowiące całe oszczędności wziętej na cel osoby.

Schemat wyłudzeń jest bardzo prosty – scammerzy kontaktują się z ofiarą, przedstawiając się jako reprezentanci firm inwestujących w bitcoina, i oferujących przy tym nieprawdopodobnie korzystne zyski. Jedyne, co trzeba zrobić, to (któż by się spodziewał...) wpłacić pieniądze. Na początku niewielkie – ot, tak, żeby oszukiwany złapał haczyk. To, plus niekiedy także "niezbędne" z przyczyn "technicznych" kroki, jak ściągnięcie aplikacji czy podanie danych logowania.

Kontakt najczęściej jest telefoniczny – łatwiej kłamać i manipulować jest ustnie, utrudniając także wziętemu na cel odbiorcy ocenę chłodne spojrzenie na sprawę z dystansu. Co więcej, potencjalnej ofierze trudniej jest w pierwszej chwili ustalić, do kogo należy nieznany numer (choć przecież podjęcie w tym zakresie środków ostrożności też nie jest niemożliwe), w odróżnieniu od, na przykład, e-maila, na czele którego od razu widać adres, a którego treść pozostanie na serwerach i w skrzynce odbiorcy.

Biada oszukanym

Ten ostatni, jeśli zdecyduje się na jakże obiecującą inwestycję (wyniośle ignorując przy tym rozsądek – bo przecież nie czym innym jest oddanie własnych pieniędzy zupełnie nieznajomej, niezaufanej osobie), początkowo łudzony jest wielkimi zyskami, jakie może śledzić na stronie internetowej, udostępnionej przez oszustów. Ci oczywiście sugerują kolejne "inwestycje", skoro wszystko tak dobrze idzie. Na bieżąco także domagają się pieniędzy pod innymi pretekstami – opłat "manipulacyjnych", podatków czy tysiącem innych haraczy, jakie gatunek ludzki wydusza od siebie nawzajem.

Schody zaczynają się oczywiście wtedy, kiedy biedna ofiara pragnie "wypłacić" swoje środki. Zupełnym przypadkiem okazuje się wtedy, iż by tego dokonać, trzeba (jakżeby inaczej) po raz kolejny zapłacić, i to grubo. To zresztą charakterystyczne dla "inwestycji" obsługiwanych przez scammerów, że dosłownie za wszystko domagają się płacenia, "uiszczana", "wyrównania", "kaucji" – pretekst w istocie nieważny, byleby pieniądze płynęły z kieszeni ofiar do ich brudnych łap.

Dopiero gdy ofiary – nierzadko już mocno zaniepokojone i pragnące odzyskać swoje środki nawet ponosząc koszt – ponownie dadzą się ograbić, kontakt z nimi się urywa. A oszukanym pozostaje zgłaszać przestępstwo, domagając się ścigania (którego to zgłoszenia policja najpewniej będzie usiłowała nie przyjąć, żeby nie psuło statystyki wykrywalności) i przestrzegać innych przed scamem. Przestrzegać – można i warto, ale by było to skuteczne, odbiorcy muszą sami być ostrożni i zdrowo, przezornie nieufni. Nie zaś, jak sami poszkodowani na początku, ślepo liczyć na wspaniałą okazję, która sama z siebie spadła z nieba...

Młodzi, zdolni, zrobieni w balona (edycja gorzowska)

Taka właśnie historia wydarzyła się na przykład pewnemu nieujawnionemu z nazwiska 32-letniemu mieszkańcowi Gorzowa. Jego "wkład" zaczął się od kwoty 300 dolarów, które ten, skuszony perspektywą faraońskiego bogactwa, zarysowaną przez tajemniczy głos z telefonu, ochoczo "zainwestował". Potem dołożył kolejne 2 tys. dol, w szeroko pojętym międzyczasie zaś "strzyżony" był pod najróżniejszymi wydumanymi pretekstami – a to "poręczenia", a to "opłaty" czy "podatku".

Stan jego konta inwestycyjnego wskazywał po pewnym czasie 21 tys. dolarów, którą to kuszącą kwotę przedstawiała strona podstawiona przez scammerów ("elektrony nie kosztują" – a jeśli nawet coś kosztują, to w porównaniu z zyskami z oszustwa...). Wypłaty naturalnie "nie dało się" dokonać bez kolejnych haraczy. Co wprost nieprawdopodobne, tytułem kolejnych rzekomych "opłat" mieszkaniec Gorzowa oddał przestępcom 20 tys. dol. (!) – niemal dokładnie tyle, ile wynosił stan jego inwestycji!

Aby tego dokonać, poświęcił nie tylko wszystkie swoje oszczędności, ale też zadłużył się pośród swoich znajomych. Wskutek całej historii, został z długiem wielkości 80 tys. złotych – oraz najpewniej poczuciem goryczy, złości i rozczarowania. Jego straty nie są naturalnie w żadnej mierze jego winą – obwiniać za nie słusznie należy bezczelnych przestępców; jednakże, nie można nie zadać pytania, jak niewyobrażalnie naiwnym i, cóż, niekoniecznie najbystrzejszym trzeba być, by dać się skłonić do takiego postępowania.

Ala już nie ma kota (bo jej ukradli)

W założeniu podobny, lecz groźniejszy w skutkach był kazus pani Alicji, której to damy przypadek opisany został na forum.bitcoin.pl. Początek historii był typowy – Alicja dała sobie wcisnąć łgarstwa niejakiego Bolesława, podającego się za przedstawiciela firmy Bitcoin Investment Group Sp. z o.o. Naturalnie, "inwestycja" proponowana przez rzeczonego była tak pewna, szybka, obfita i ze wszech miar korzystna, że sam pan nie uwierzysz. Gdyby tylko pani Alicja nie uwierzyła...

Jej przypadek był o tyle gorszy – bezczelność scammerów zaś o tyle bardziej rażąca – iż straty przez nich poczynione nie kończą się jedynie na przepadku oszczędności. Bolesław był w stanie nakłamać jej tak przekonująco, iż przekazała mu ona dostęp do swojego komputera za pomocą narzędzia zdalnego pulpitu. Ten, wykorzystując tenże dostęp, wziął w jej imieniu bankową pożyczkę na 50 tys. złotych, które następnie wykorzystał w celu zakupu BTC na platformie BitcoinIG.com (samych bitcoinów Alicja naturalnie nie otrzymała).

Zakładając zresztą konto na platformie, Bolesław użył maila rzekomo należącego do Alicji, który jednak niezbadanym zrządzeniem losu różnił się od niej dodatkową jedynką na końcu. Sama poszkodowana to zresztą dostrzegła, ale nic nie zrobiła, bo... oszuści powiedzieli jej, że wszystko jest w porządku (!). Na dodatek, na jednym z etapów, jako element "autoryzacji" podała im także dane ze swojego dowodu osobistego, co przecież samo w sobie jest zaproszeniem do katastrofy.

BitcoinIG – pilnuj swój kryptoportfel...

Sama platforma BitcoinIG.com wydaje się być w zmowie z przestępcami z rzekomej firmy Bitcoin Investment Group Sp. z o.o. (rzekomej – nie figuruje ona bowiem w KRS ani innych oficjalnych źródłach). Jak bowiem zauważono na forum, w oficjalnych mailach z platformy żyrowali kłamstwa scammerów, żądając kolejnych pieniędzy i "wciskając" pani Alicji, iż jest to niezbędne do ich wypłaty, w przeciwnym zaś przypadku jej środki ulegną przepadkowi. Z kolei na monity i pytania o tę sytuację obsługa platformy ignorowała, nie zdradzając żadnego sposobu na skontaktowanie się z kimkolwiek po jej stronie.

Również w tym przypadku, niezależnie od należnego pani Alicji współczucia z powodu jej strat oraz poczucia krzywdy, niemal bezwiednie nasuwa się refleksja, iż naiwność, jaką owa okazała, jest wprost niewyobrażalna. Źródła tej naiwności, okazywanej przez niestety coraz liczniejsze grono poszkodowanych, wynikać może tak z braku wiedzy i zorientowania w temacie, jak i zbyt łatwej, charakterologicznej podatności na manipulację, połączonej z nadmiernym pędem do łatwego zysku.

Na to drugie łatwej recepty nie ma – z wyjątkiem może rozpowszechniania przypadków scamu, w nadziei, że skłonią one do większej ostrożności i nieufności. Na pierwszą z przyczyn remedium może (i musi) być popularyzacja wiedzy o temacie. A że jest ona bardzo potrzebna, świadczy choćby jedna z odpowiedzi na forum.bitcoin.pl, której autor informuje, iż także padł ofiarą oszustwa: stwierdza on, iż miało to miejsce cyt. "w podobny sposub tylko przez osobe podajaca sie za gluwnego finansiste firmy blockchain" [pisownia oryginalna]. Cóż...

Komentarze

Ranking giełd