Bostoński oddział FED chce pracować nad państwową walutą cyfrową
Marek Lesiuk
Bostońska filia Banku Rezerwy Federalnej, amerykańskiego banku centralnego, ogłosiła, iż będzie prowadzić prace nad projektem adopcji państwowej waluty cyfrowej – kryptograficznego odpowiednika dolara. Będzie przy tym współpracować z uczonymi ze sławnego Instytutu Technologii Massachusetts (MIT), jednej z wiodących uczelni technicznych świata.
Zespołem zajmującym się tą problematyką kierować ma starszy wiceprezydent oddziału, Jim Cunha, wraz z Robertem Benchem, zastępcą wiceprezydenta tegoż. Prócz nich, w składzie wybranego grona znajdą się m.in. Anders Brownworth i James Lovejoy, naukowcy z MIT-u zajmujący się technologią blockchainu, czy Tyler Frederick, ekspert rynków kapitałowych.
Prace póki co mają mieć charakter studyjno-koncepcyjny. Na pytanie o ich spodziewany efekt oraz możliwe terminy tegoż, przedstawiciele oddziału dyplomatycznie ujmują podjęte prace jako wysiłek "długoterminowy" oraz "przyszłościowy".
No sh*t, Sherlock...
Nienachalnie odkrywczo zauważają oni przy tym, iż kupno i sprzedaż zasobów wirtualnych jest procesem "przeważnie udanym", zaś bitcoin jak dotąd nie został przez nikogo zhakowany – nie da się ukryć, że jest to niezaprzeczalna zaleta w porównaniu do głównego produktu FED-u, pieniądza fiducjarnego, który i owszem, bywa podrabiany.
W ramach omawianych prac, kierownictwo banku ma nadzieję zdobyć lepszy ogląd, jak działa technologia blockchain. Choć złośliwi mogliby zauważyć, że przecież jest to wiedza powszechna, łatwo dostępna za pośrednictwem sieci, to taktownie należy tu zauważyć, iż bank pośrednio przyznaje się w ten sposób do niezorientowania w temacie – zaś świadomość własnych niedociągnięć oraz chęć ich poprawy zawsze jest godna szacunku.
W toku swoich studiów, pracownicy bostońskiego FED-u chcieliby także zyskać zrozumienie, co stanowi o sukcesie kryptowalut. To stwierdzenie jest już nieco bardziej konfudujące, bowiem sami, uzasadniając kierunek swego zainteresowania, wymieniają oni szereg zalet pieniądza kryptograficznego: łatwość transakcji, niskie koszty transferów pieniężnych na dalekie odległości, możliwość wyeliminowania pośredników czy (wspominane już) bezpieczeństwo zapewniane przez blockchain. Tym samym, częściowo odpowiadając na swoje własne pytanie.
Król jest nagi?
Aby być precyzyjnym, należy jednak położyć nacisk na słowo "częściowo". Odpowiedź na jest jedynie częściowa, bowiem obok tego, co przedstawiciele bostońskiej Rezerwy wymienili, równie istotne (a może nawet ważniejsze) jest to, czego nie wymienili. A wspomnieć tutaj należy przede wszystkim o tym, że znaczna część popularności kryptowaut wynikać może z tego, iż są one względnie niepodatne nie tylko na wpływ aktorów przestępczych, ale również tych oficjalnych – czyli rządów i ich przedstawicieli (wliczając w tę liczbę sam FED).
Zaryzykować można stwierdzenie, że warunkiem koniecznym do tego, aby użytkownicy obdarzyli pieniądze kryptograficzne zaufaniem, była wolność od urzędowej kontroli oraz przymusu. Kryptowaluty zaś scentralizowane – których blockchain jest bezpośrednio lub pośrednio kontrolowany przez jakieś czynniki, cieszą się daleko mniejszym zainteresowaniem niż te, w których konstrukcję analogiczni aktorzy nie są w stanie ingerować, zaś rozwój łańcucha bloków ma charakter oddolny i rozproszony.
Czy zatem bostoński oddział FED-u będzie w stanie opracować e-dolara, który były odpowiednikiem bitcoina? I czy świadomie zrezygnuje z możliwości śledzenia transakcji użytkowników czy prowadzenia "polityki monetarnej" w postaci regularnego dodrukowywania sobie waluty, aby faktycznie powielić zalety kryptopieniądza?
Odpowiedzi na te pytania znane będą zapewne nie wcześniej, niż po zakończeniu ogłoszonych właśnie prac – czyli nie należy się ich spodziewać w najbliższej przyszłości.
Komentarze